9 października 2012

Motylowy projekt zakończony

Witajcie!

Chciałam zaprezentować Wam moją motylową ścianę :) O projekcie wspominałam troszkę TU. Pomysł znaleziony na www.zszywka.pl (odkąd natknęłam się na tę stronę jestem uzależniona i przez ogrom świetnych pomysłów, które pragnę zrealizować czuję się oszołomiona). Motyle można oczywiście kupić gotowe na Allegro, ale jak już jedna z Was pięknie powiedziała - nie sztuką jest coś kupić. Wybrałam się więc do papierniczego, kupiłam czarny brystol, wyszukałam w internecie odpowiedni model motyla, wyciągnęłam ołówek, nożyczki i zaczęłam działać :) Wycinanie było dość żmudne z racji niewielkiego rozmiaru motylków i mega - niewygodnych nożyczek, od których w końcu nabawiłam się odcisku na kciuku. Następnie motyle odleżały swoje, zanim natchnęła mnie wena tworzenia :) Najpierw intensywnie myślałam, jakby tu w najprostszy sposób nakreślić sobie kontury motyla-giganta. Wpadłam na pomysł, żeby rzucić na ścianę cień (rysowanie odpadało, trzeba by było ścierać to potem). Zajrzałam do szafki, wyciągnęłam pokala, ustawiłam go do góry nogami, potem talerzyk, potem znów szklanka do góry nogami i klips reklamujący jakiś bank przywieziony kiedyś z targów pracy. Do klipsa przypięłam motyla, za nim ustawiłam lampkę i jest! Piękny duży motyl na ścianie - a właściwie jego cień. Wzięłam więc wtedy plastelinę w dłoń i zaczęłam lepić i przyklejać :) Motyl, którego stworzyłam to jednak nie było to - jakiś taki grzeczny, ułożony, idealny wręcz. Coś w nim zupełnie nie grało. Mój M popatrzył, zastanowił się i rzucił: "Ściągaj je, robimy od nowa". No i zaczęło się odklejanie, a potem przyklejanie na nowo. Ostateczny efekt to dzieło w głównej mierze mojego M :) przyznaję - jemu wyszło to zdecydowanie lepiej niż mnie. No ale może gadania już dość - teraz efekty:





P.S. Na zdjęciach z bliska widać pozostałości plasteliny, której na początku odklejać nam się nie chciało... :)

5 komentarzy:

Każdy, nawet bardzo króciutki komentarz, bardzo mnie ucieszy :-)