9 czerwca 2013

Bloglovin'

Gdyby nie koleżanki z innych blogów, nie wiedziałabym, że takie czarne chmury zawisły nad Google Readerem... Żeby nie stracić kontaktu z ulubionymi blogami, postanowiłam zagłębić się w tajniki stwora zwącego się Bloglovin, zaimportowałam wszystkie Wasze blogi, no i sama też jestem!


4 czerwca 2013

Czerwono mi - cz. 2 wyjściowa :)

Po krótkim przerywniku sportowym wracamy do elegancji i sukienek. Dziś w skrócie (bo uczyć się jeszcze muszę na egzamin kończący kurs) przedstawię Wam sukienkę, której zapowiedź była już w tym poście :) Kolejny raz skorzystałam z wykroju na sukienkę z Burdy 11/2012 , model 122. Wcześniej szyłam z tego wykroju sukienkę dla Moni, której zapowiedź była w tym poście. Wtedy jednak dokładnie odwzorowałam sukienkę. Była ona szyta z miłej w dotyku i grubej angory, na podszewce, z długimi rękawami. Muszę koniecznie się Moni przypomnieć o zdjęcia :)
Tym razem jednak, z racji tego, że nie pałam miłością do okrągłych dekoltów, przerobiłam formę sukienki i powstał dekolt w łódkę. Zrezygnowałam również z rękawów, pogłębiłam troszkę pachy, a odszycia skonstruowałam sama przy użyciu zmodyfikowanej już formy sukienki. Oczywiście też sukienkę skróciłam. Nienawidzę długości za kolano! Sukienkę zaczęłam szyć jeszcze przed tą chabrową, przy której poprawiłam dekolt, żeby nie odstawał. Czerwona niestety ma ten mankament. Da się na szczęście to przeboleć :) Tak jak chabrową, dzisiejszą szyłam ze stretchu - szyło się świetnie poza okrutnym pruciem się brzegów tkaniny i walaniem nitek po pokoju (nic jednak nie przebije bałaganu po angorze). Podobnie jak w chabrowej, zapasy szwów wykończyłam podwijając i stębnując.
Dość gadania, teraz foty :)









Teraz, po skończeniu obu czerwonych projektów, myślę sobie, że chyba niepotrzebnie bałam się czerwieni :) Całkiem mi się ona podoba, a odwagę na jej noszenie ciągle w sobie buduję.

Pozdrawiam gorąco,
MONAfaktura

2 czerwca 2013

Czerwono mi - cz.1 sportowa

Myślałam, co by tu mądrego napisać, ale pora chyba już zbyt późna na inteligentne wywody. Mój brak skupienia potęguje świadomość, że tak oto kończy się długi weekend i czas wracać do pracy... Na szczęście nie czuję, żebym ten wolny czas zmarnowała. Dzięki tym kilku wolnym dniom udało mi się skończyć dwa zaczęte projekty (jeśli czytaliście moje wcześniejsze posty, to na pewno domyślacie się, o jakie chodzi). Jeden z nich chciałabym dziś pokazać, a chodzi o kurtkę z Burdy 2/2013, model 125:


Model wpadł mi w oko od razu, przy pierwszym kartkowaniu miesięcznika. Postanowiłam nie kombinować za bardzo z tkaninami, ani nawet z kolorami, tym bardziej, że czerwieni u mnie w szafie jak na lekarstwo. Kupiłam grubą satynę, po długich poszukiwaniach również ściągacz, choć nie taki, jak sobie wyobrażałam, ale dość cienki i delikatny. Kurtkę skroiłam dość szybko i dość szybko też pozszywałam warstwę wierzchnią. Kupiłam zamek i wszystko toczyło by się ładnie, gdyby nie brak podszewki. W swoich skromnych domowych zapasach nie miałam NIC, co by się nadawało. W głowie kołatała mi myśl, że skoro wierzchnia warstwa kurtki jest z poliestru, to podszewka MUSI być bawełniana. W końcu wygrzebałam z dna szafy... poszewki na poduszki! :) śmieszne, prawda? Grunt, że z efektu jestem całkiem zadowolona :)







Troszkę szczegółów:






Moje wrażenia...? Gdybym miała szyć ten model raz jeszcze, to na pewno skroiłabym dłuższe rękawy. Te oryginalne są raczej długości 4/5, czyli ni przypiął, ni przyłatał. Szczególnie dla mnie, która jeśli mam zakładać kurtkę, to taką, żeby było mi ciepło, a tu raczej rączki będą mi marzły :) chyba, że kurtkę potraktuję jak bluzę na letnie wieczory :)

Generalnie jestem zadowolona, tym bardziej, że sukcesem zakończyło się wszywanie podszewki do tej kurteczki! I tu, wbrew wielu opiniom, opis z Burdy - mnie jako laikowi - baaardzo się przydał :)


Buziaki!