15 maja 2013

Lepiej późno niż wcale! Petycja



Witajcie!

Nareszcie w natłoku codziennych zajęć i czasem też nachodzącego mnie lenistwa, zmobilizowałam się do tego ważnego kroku, jakim jest podpisanie petycji w sprawie męskich wykrojów w Burdzie! To, co pojawia się w miesięczniku nie daje nam szansy sprawić naszym mężczyznom przyjemności w postaci ciucha od serca, z duszą, własnoręcznie wykonanego. Dlatego też proszę wszystkich tych, którzy petycji jeszcze nie podpisali, aby to zrobili!
Dokładne informacje, co należy zrobić znajdziecie u LONG RED THREAD oraz na stronie http://meskiewykroje.blogspot.com/. Long Red Thread razem z Marchewkową całą akcję zainicjowały, Bartas De został twarzą kampanii (swoją drogą banner z nim najbardziej przypadł mi do gustu i gdybym była redaktorem naczelnym Burdy, to zmiękłabym na pewno widząc takiego faceta, i to jeszcze szyjącego!), a całe środowisko szyjące (żeby nie powiedzieć blogerów/blogerek - bo sama nią się nie czuję) wspiera akcję. Więc z tego miejsca ogromna prośba - Wesprzyjcie i WY!
Akcja trwa do końca maja!


Poza gorącą prośbą o wsparcie chciałabym podzielić się z Wami moją radością, która zanim zdążyła się pojawić i u mnie rozgościć, zniknęła jak mgła... Ale na pewno znów się pojawi :)
Jak wiecie, w wolnych chwilach, hobbystycznie nauczam matematyki - i jakoś się z tym rozstać nie mogę. Parę miesięcy temu los zaprowadził mnie do przemiłej licealistki i jej równie miłej mamy, która również szyje! Była dla mnie tak uprzejma, że zaproponowała (ku mojemu ogromnemu zdziwieniu), że użyczy mi swojego nieużywanego overlocka. I tak oto na moim biurku obok maszyny do szycia pojawił się Minilock FN2-9.

zdjęcie pochodzi z archiwum allegro


Malutki sprzęcik - moja radość, która się pojawiła. A dlaczego zniknęła? M zaczął przy nim grzebać, oglądać dotąd aż złamał jedną jedyną igłę którą miałam. Do większej pasmanterii zupełnie mi nie po drodze (w małej, osiedlowej nie dostałam), sklepy internetowe nie odpowiadają, a jak odpowiadają, to tak, że w końcu nie wiem, co kupić. Na szczęście przed napisaniem posta odnalazłam potrzebne igły i przy najbliższej okazji zamówię i w końcu spróbuję coś nim obrzucić, a na razie stoi i uśmiecha się do mnie prosząco...
Overloczku, jeszcze kilka dni :)

Pozdrawiam!
I lecę spać...

5 maja 2013

Chaber czy kobalt? :)

Zastanawiam się, jak to jest w innych częściach naszego kraju... Odkąd pamiętam u mnie na wsi dość hucznie obchodzono... odpusty :) Dla całej mojej rodziny najbardziej była to okazja do wspólnych spotkań (a uwierzcie mi, rodzinkę mam sporą, moi rodzice mają łącznie - tu nastąpiła pomyłka, bo nie siódemkę, a szóstkę - rodzeństwa), dla dzieciaków szansa na buszowanie pośród straganów pełnych zabawek, dla wszystkich wyjątkowy sposób spędzenia czasu. Zamarzyłam sobie założyć tego dnia chabrową (albo może kobaltową?) sukienkę, a że chabrową tkaninę miałam w szafie, to postanowiłam sukienkę sobie uszyć. Mimo, że w szafie mojej zalega już kilka niedokończonych szyciowych projektów, postanowiłam zabrać się za kolejny. Sukienka potrzebna była mi na piątek. W czwartek wyjeżdżałam, więc przed wyjazdem musiała być już gotowa. Dopiero w środę znalazłam wolną chwilę. Wstałam rano, troszkę ogarnęłam mieszkanie i zaczęłam kroić ;) ale że pogoda nam się poprawiła, wśród znajomych padł pomysł wspólnego grilla na działce, no i szycie musiałam odłożyć... Po powrocie do domu zaczęłam szyć i szyłam do 2 w nocy. W czwartek wstałam o 7 rano, zmęczona, niewyspana, słaniająca się na nogach i znów zaczęłam szyć :) Przed wyjazdem sukienka była niemal gotowa, wymagała jedynie ręcznego podłożenia. Na szczęście zdążyłam i mogłam cieszyć się sukienką, która (i tu będę popadać w samozachwyt - wybaczcie...) udała mi się wyjątkowo i wyjątkowo mi się podoba :) Do wykończeń podeszłam poważniej niż do tej pory, postarałam się, żeby zapasy szwów były ładnie wykończone, żeby zapasy szwu w talii nie kuło w oczy, więc tym bardziej dumna jestem, że ze wszystkim zdążyłam. Pominę, że w drodze do rodzinnego domu spałam, miałam obolałe plecy od niewygodnego krzesła i oczy niemiłosiernie zmęczone... Mimo wszystko warto było :)
Sukienka z Burdy 11/2012, model 121 z małymi zmianami - skrócona o jakieś 13cm, zmieniony wycięcie z przodu z okrągłego na łódkę i z tyłu na głębszy szpic, ot taka sobie fanaberia ;)
Zobaczcie same...



Poniżej zdjęcie troszkę gorszej jakości, ale chciałam pokazać dokładniej tył sukienki...

Pierwsze moje kieszenie :) mega-wygodne! (dla niewtajemniczonych - w tym samym numerze Burdy znajdziecie fajną instrukcję, jak takie kieszenie wszywać - nie obyło się oczywiście bez wkładu własnego :)

Podkrój jeszcze nie takiej jakości jakbym chciała...

Lamówka kryjąca szew w talii...

Zapasy szwów podwinięte i podszyte zamiast obrzucenia...



Pozdrawiam Was wiosennie!

edit:
W czwartek przed południem, w trakcie szycia okazało się, że nie mam na stanie zamka w odpowiednim kolorze, więc musiałam biec z prędkością światła (dosłownie!) i szukać po okolicznych pasmanteriach, przy okazji wpadła mi do głowy wspomniana lamówka ;)