17 grudnia 2013

Nie próżnuję :)

Ostatnimi czasy mam mnóstwo różnych zajęć na głowie, czasami się nie wyrabiam, ale przynajmniej nie tracę czasu. Prezentów jeszcze nie mam - kupować będę na ostatnią chwilę niestety... Na zrobienie ich własnoręcznie najzwyczajniej w świecie czasu nie miałam...

Narzekania dość :)

 Przez nawał zajęć zmuszający mnie do większej aktywności, uaktywniłam się również w szyciu. W ciągu ostatnich kilku dni uszyłam dwie spódnice, pozostaje zrobić podłożenia. Chęci do szycia ogromne, ale czasu jak na lekarstwo ;) Liczę, że w święta uda mi się troszkę zwolnić, odpowiedzieć na wyróżnienia, które otrzymałam (naliczyłam chyba trzy), zrobić zdjęcia spódnic i Wam je pokazać... a może też coś uszyć na poczciwym staruszku Łuczniku...? Oby! :)

Wszystkiego dobrego!

14 listopada 2013

Kto złapał licznik?

Ten, kto tu czasami zagląda wie, że licznik złapały dwie osoby: Karolina z bloga Kora szyje oraz Aleksandra. Po czasie otrzymania maila można by wnioskować, że to był wyścig z czasem :) Wiadomości od dziewczyn pojawiły się w odstępie dwóch minut :)

A jako pierwsza zrzut przesłała mi...


Aleksandra :)

I to ona wygrywa zestaw kolorowych zamków i igielnik-kwiatek :)


Ale ale... Postanowiłam, że skoro jestem w stanie nagrodzić obie dziewczyny, to tak zrobię :) Nie chciałabym, żeby któraś z nich była pokrzywdzona. Dlatego, moje drogie koleżanki, po weekendzie nadam Wasze paczuszki i prawdopodobnie pod koniec przyszłego tygodnia możecie się ich spodziewać, proszę Was tylko o adresy, na które wysłać mam nagrody.
Karolino, kolory zamków mogą się różnić od tych pokazanych na zdjęciu.

Czekam więc na wiadomości, a Wy czekajcie na przesyłkę :)

Pozdrawiam,
Monika.

11 listopada 2013

Pink jacket

Cierpliwość moja się skończyła. Od ukończenia żakietu minęło kilka weekendów, a okazji do porządnego obfocenia moich zmagań nie było. Fotograf albo nieobecny, albo niechętny - może czas go zmienić?! Ileż można obiecywać, że może tym razem się uda, może w końcu zobaczycie, co udało mi się wymęczyć... Cierpliwości już nie mam, więc pokażę takie zdjęcia, jakie mam. A mam kiepskie. Trudno. Taki to też czas, że do pracy wychodzę - ciemno, wracam - ciemno i szans na zdjęcia żadnych. Zwłaszcza tak intensywne kolory trudno jest uchwycić w kiepskim świetle. Trudno. Będzie tak, jak jest.

Żakiet to model 123 z Burdy 8/2013. Wykrój zmodyfikowałam stosownie do swojego wzrostu (w oryginale model jest dla kobiet wysokich, ja jestem tą przeciętną) według TEJ instrukcji. Skroiłam w rozmiarze 36 z zapasami na szwy. Po zszyciu części przodu okazało się, że dla mnie jest jak worek. Dosłownie. Miałam ochotę wyrzucić go do kosza, albo ambitnie projekt dokończyć i oddać komuś, dla kogo będzie dobry. Wzięłam jednak trzy głębokie oddechy i zaczęłam pruć. Odcięłam te zapasy z każdego elementu i zaczęłam szyć od nowa. Tym razem instrukcja wszywania podszewki była dla mnie tak niezrozumiała, że wróciłam pamięcią do sposobu wszywania opisanego przy tej KURTCE. Tkanina to amarantowa bawega, podszewka to poliester z domieszką wiskozy i guzik w kolorze ciemnego turkusu.

Moje odczucia? Rozcięcie udało mi się w miarę elegancko odszyć, ale coś poszło nie tak i brzydko się rozłazi (z braku porządnych zdjęć raczej tego nie zauważycie), myślę więc, żeby zupełnie się go pozbyć, ale to jak bardzo będzie mi się nudzić. Guzik przyszyłam chyba zbyt blisko krawędzi, bo żakiet z przodu odstaje i byłby idealny na ciążowy brzuszek (a tego na razie nie planuję). Średnio jestem zadowolona.

Zdjęcia robione głównie na parkingu centrum handlowego. Jakość woła o pomstę do Nieba...







Tymczasem zapraszam na mój profil facebookowy

https://www.facebook.com/MONAfaktura

Pozdrawiam,
Monika

Łapanie licznika

Urodziny bloga przegapiłam, ale pojawia się okazja do zorganizowania mini-konkursu na łapanie licznika. Po zmianie adresu bloga licznik się wyzerował, częstotliwość mojego tu goszczenia jest znikoma, więc i Wy nieczęsto mnie odwiedzacie (bo po co odwiedzać, skoro nic nowego się nie pojawia..?).

W każdym razie licznik wyświetleń powoli dobija do skromnej liczby 10 000, a ja chciałabym podzielić się z Wami tym, co dobrego w czeluściach swej szafy mam :)

A do zgarnięcia są:

Sześć kolorowych zamków: dwusuwakowe, nierozdzielcze (biały plastikowy 65 cm, grafitowy plastikowy 70 cm i metalowe - czarny ok. 64 cm, czerwony ok. 53 cm, pomarańczowy ok. 56 cm) i jeden metalowy, jednosuwakowy, rozdzielczy żółty o długości ok. 48 cm. Do zestawu zamków dorzucę igielnik podobny do tego, który widzicie na zdjęciu, ale zmodyfikowany o dodatkową gumkę, którą będzie można odpinać, a dzięki której igielnik zamontujecie również na swojej maszynie do szycia :)

Zasady są proste:
Od osoby, której wejście spowoduje wybicie na liczniku równych 10 000 wyświetleń poproszę na adres monafaktura@wp.pl maila ze screenem ekranu na potwierdzenie złapania licznika :) Dla Waszej wygody licznik umieściłam u samej góry bloga, po prawej jego stronie. Z doświadczenia wiem, że licznik lubi płatać figle, więc wygraną będzie ta osoba, od której maila dostanę najszybciej :)
Wygraną osobę poproszę wtedy o adres do wysyłki, którą nadam w ciągu tygodnia od otrzymania wiadomości.

Powodzenia!

Edit: Z różnych względów postanowiłam, że ograniczam wysyłkę tylko do Polski.

9 listopada 2013

Weny brak...

... ale na szczęście tylko do pisania :)
Uwierzcie mi, ciężko mi było zebrać się do napisania chociażby słowa, a zostawić Was bez słowa nie chcę :)

Pomysłów mam mnóstwo, wiele w zanadrzu planów i kilka rozpoczętych projektów, ale zmiana czasu i błyskawicznie zapadająca ciemność zniechęca mnie nawet do sprzątania :) Ale dziś nie chcę narzekać, choć na jedno jeszcze muszę - pogoda nie sprzyja fotografowaniu czegokolwiek, dlatego mimo tego, że żakiet skończyłam szyć już dawno, nie mogę Wam efektów pokazać właśnie ze względu na brak możliwości jego sfotografowania. Dlatego będziemy wszyscy musieli trochę jeszcze poczekać.

Tymczasem długie wieczory sprzyjają robótkom na drutach :) Moim celem - kominy. Może później czapki :) Zobaczymy.
Sobie dziergam miodowy...
Z podobnej włóczki tworzy U Are Fab, o czym pisała na swoim facebookowym profilu :) Na chwilę obecną zużyłam dwa motki, ale po tym, jak zobaczyłam komin w Frywolnej Galerii strasznie korci mnie, żeby wszystko spruć i spróbować wydziergać bardziej ambitny dla mnie wzór :)

Mamie mojej w kolorze ecru.... (na tym zdjęciu kolor mojej włóczki jest najbardziej zbliżony do rzeczywistego)

A to udało mi się kupić wczoraj w Lidlu - zestaw kaletniczy za jedynie 20 zł :) Oj, będzie testowanie :)

Tymczasem wracam do sprzątania i dziergania :)

Pozdrawiam!

21 października 2013

Przemyślenia zakupowo-problemowe

Jakiś czas temu jednej z osób tu zaglądających obiecałam napisać na blogu opinię na temat sklepów w Toruniu, w których dostać można tkaniny. Obietnica rzucona, słowo niedotrzymane. Dlaczego? Dlatego, że nie chciałam recenzji pisać nie będąc odpowiednio przygotowaną - tzn. bez uprzednich kilkukrotnych wizytach w tychże sklepach, owocujących kupnem bądź chociażby rozmową ze sprzedającymi. Z różnych względów zakupów żadnych w sklepach stacjonarnych nie zrobiłam. I tu znów pojawia się pytanie - dlaczego? W tym momencie niejako złamię obietnicę daną samej sobie, że nieprzygotowana pisać recenzji nie będę. Po licznych przemyśleniach, gdzie by tu dostać tkaninę dobrej jakości, za w miarę rozsądną cenę, móc ją dotknąć, obejrzeć, by wyboru swego nie żałować, doszłam do wniosku, że przemilczeć tego tematu jednak się nie da. Ale po kolei...

Jako początkująca krawcowa-amatorka szukałam do tej pory tkanin niekoniecznie z tzw. wyższej półki (bo co będzie, jeśli coś mi się nie uda i tkaninę za dużą sumę rzucić będę musiała w kąt?). Z drugiej strony po ponad roku zabawy z szyciem zaczynam mieć co do tkanin coraz większe wymagania. Gotowa byłabym wydać więcej, ale dostać coś, co chociaż w połowie spełni moje oczekiwania.

I tu pojawia się problem wyboru między zakupami internetowymi (które bądź co bądź dają możliwość odwiedzenia kilkunastu sklepów w ciągu kilku godzin bez ruszania się z wygodnego fotela) lub też w sklepach stacjonarnych (których ogromną zaletą jest możliwość dotknięcia tkaniny, wybadania jej faktury, miękkości i wszystkich innych tego typu aspektów).

Zakupy internetowe kilkukrotnie już testowałam. W przypadku części sprzedających opisy tkanin pozwalają stwierdzić, czy aby o taką tkaninę nam chodzi. Na swoje szczęście na takich właśnie trafiłam. Dobrze, kiedy zdjęcia tkanin są dobrej jakości i wraz z opisem stanowią rzetelny obraz tego, co kupujemy. Nie zawsze jednak sklepy internetowe przedstawiają nam w taki właśnie sposób swój towar. Bo co z tego, że cena jest zachęcająca, że skład tkaniny całkiem nam odpowiada, jeśli zdjęcie pokazuje raptem jego kolor (kto wie, czy rzeczywisty?), a po przeczytaniu opisu mamy wątpliwości? Z kolei przez koszty wysyłki zakup małych ilości tkanin nie bardzo się opłaca, a na większe zakupy nie zawsze jesteśmy w stanie sobie pozwolić.

Z tych oto powodów zaczęłam szukać sklepów w swoim mieście. Takich sklepów, które są w stanie zaoferować mi dobrej jakości tkaniny, duży ich wybór i kompetentną obsługę. Miło by było, gdyby i cena nie zwalała z nóg :)


Od czasu, kiedy szyję odwiedziłam w Toruniu trzy sklepy z tkaninami i kilka pasmanterii. Choć nieprzygotowana - chciałam kilka słów o tych pierwszych powiedzieć.

Niedaleko mojego miejsca pracy jest jeden ze sklepów oferujących tkaniny. Miałam okazję być w nim tylko raz i asortyment w ogóle mnie nie zachwycił. Tkaniny to raczej pościelówki, garniturówki i koszulówki (w niemodne już dawno paski różnej szerokości i w nieciekawych kolorach, które kojarzą mi się z tanią tandetą z rynku). Koniecznie jednak udać muszę się tam jeszcze przynajmniej raz, co by na spokojnie przeszukać wszystko, bo może jednak coś mi w oko wpadnie..? Na razie nie mam na to ochoty - zraziłam się.

Kolejne dwa sklepy mieszczą się w okolicach Starego Miasta.

Jeden znaleźć możemy w piwnicy jednej z kamienic, niedaleko Sfinksa - dwa niewielkie pomieszczenia, z półkami tkanin sięgającymi sufitu. Kolorów, wzorów, faktur sporo, ceny (że tak to nazwę) przyjemne. Ostatnim razem byłam tam jeszcze latem - dawno. Pytałam o bawełnę, batyst bawełniany - nie mają (!). Jak w sklepie z tkaninami może nie być bawełny?!?!?! Dziękuję, wychodzę.

Ostatni z odwiedzonych przeze mnie sklep na ulicy zwanych przez wszystkich "Kebabową" zachęca piękną witryną, na której na manekinach wiszą tkaniny w najmodniejszych wzorach sezonu. Aż chce się wejść, obejrzeć, dotknąć, a najchętniej wyjść stamtąd z całymi metrami tych tkanin. Znów pełno półek, wzory zachwycają, gdybym miała wybrać jeden - byłoby ciężko. Tu już można było dostać bawełnę, jej mieszanki, len również, o inne wtedy nie pytałam. W ogóle nie miałam ochoty pytać - dlaczego? Uraziło mnie to, że dwie starsze "paniutki", które tam pracują nie zważając na to, że ja - potencjalna klientka - wchodzę do ich sklepu, nie przestają głośno i wyraźnie obgadywać klientek, które robiły u nich zakupy. Może i można przymknąć na to oko i pewnie kiedyś się na to zdobędę, ale takie zachowanie to ewidentnie dowód na zupełny brak wychowania, taktu i dobrych manier. Dziękuję, wychodzę.

Miasto nie jest moim rodzinnym, nie znam go na tyle, żeby wiedzieć, gdzie co jest. Sklepy z szyldem "Z tkaninami" okazują się być z zasłonami, firanami albo pościelą... I co ja mam biedna zrobić...? Czy znajdzie się tu ktoś, kto ma choć blade pojęcie, gdzie ja mogę w Toruniu tkanin szukać..? Bo ja już nie mam siły...

27 września 2013

Żeby nie było, że nic nie robię...

to pokazuję Wam, dlaczego chwilowo milczę. Nad czym pracuję w ostatnich dniach - chyba widać :)

Porwałam się tym razem na żakiet. Co mi z tego wyjdzie - zobaczymy. Póki co forma odrysowana, części skrojone, marynarka zszyta. Zanim zabrałam się za rękawy postanowiłam zmierzyć. Okazało się, że jak zwykle rozmiar nie ten. Zgodnie z tabelą wymiarów skroiłam 36 z zapasami na szwy. Gdybym skroiła bez zapasów byłoby idealnie, a tak... żakiet cały sprułam, teraz muszę poobcinać tu i tam, i szyć od nowa... Dlatego proszę o trochę cierpliwości, a róż u mnie zagości :)

Pozdrawiam gorąco w te chłodne jesienne dni! :*


Ps. Przy takich warunkach świetlnych aparat trochę za bardzo kolor wyostrzył... Ale tylko trochę :)

22 września 2013

Zazdrośnica...

Najczęściej nie jest zbyt miło nią być. Przez zazdrość (czy to moją, czy ze strony kogoś innego) miałam w życiu kilka nieprzyjemnych sytuacji. Tych nie chcę pamiętać. Na szczęście czasem zdarza się, że zazdrość bywa motywująca :) Tak też było w tym przypadku.

Ostatnimi czasy często przed oczami miałam JEGO :) Najpierw ujrzany w internetowym katalogu pewnego sklepu, piękny biało-fioletowy. Potem u LRT, U Are Fab i Igabeli... Za każdym razem czułam ukłucie zazdrości, bo też mi się TAKI marzył :) Ta pozytywna, motywująca zazdrość sprawiła, że zasiadłam w parze z Amelią i zaczęłam działać :)

Moi kochani, oto efekty:





Takim oto SPOSOBEM Monia zadowolona, szpileczki na swoim miejscu, świeży kwiatek oko cieszy, no i generalnie jakoś tak miło :)

EDIT: Zablokowałam możliwość komentowania tego postu ze względu na niemożliwą do policzenia ilość spamu pojawiającego się w ostatni czasie. Wybaczcie.

21 sierpnia 2013

Powtórka z rozrywki...

Przez pewną chwilę na blogu zrobiło się czerwono. Teraz, wbrew aurze za oknem, będzie słonecznie żółto :)
Zgodnie z nagłówkiem - dziś powtórka z rozrywki, czyli poprawiony, dopasowany model szortów z Burdy 7/2013, model 105, którego próbny model pokazywałam już TU :)








Szorty uszyte zostały z dość sztywnej bawełny, wyciągniętej z dna maminej szafy...

Czy z efektu jestem zadowolona..? Sama nie wiem... bo niby ze wszystkimi niedociągnięciami udało mi się jako tako poradzić, ale z długością tylnych nogawek niestety nie potrafiłam nic zrobić. Macie pomysł, jak je wydłużyć? Może po prostu zrobić węższe mankiety lub wydłużyć formę...? Co radzicie, żeby następnym razem wyszło idealnie..?


Tych, którzy jeszcze nie wiedzą zapraszam na

20 sierpnia 2013

Mam i ja!

Znając siłę najpopularniejszego w ostatnich latach portalu społecznościowego, postanowiłam w końcu dołączyć do grona posiadających fanpage'a, żebyście mogli być na bieżąco z moimi postępami i poczynaniami. A po niemal trzymiesięcznym odwyku, który na szczęście nie przyniósł skutków wracam z podwójną siłą do działania :) 
Zapraszam :)


17 sierpnia 2013

Szorty, Burda 7/2013, model 105

Zamieszczam zdjęcia spodenek, o których pisałam wczoraj. Zdjęcia robione telefonem, bo baterii nadal znaleźć nie mogę. Jako, że jest to model próbny, to darowałam sobie spieranie śladów po ołówku :-)


 


Widać, że jest trochę elementów wymagających poprawienia, dopracowania. Mimo wszystko w tym modelu czuję się bardzo dobrze :-)

Pozdrawiam,
Monika.

16 sierpnia 2013

Żyję :-)

Witam, Kochani!

Wracam z wyrzutami sumienia, że tak długo na bloga nie zaglądałam, waszych poczynań nie śledziłam i w ogóle jakoś tak to szycie zaniedbałam... Już wcześniej częstotliwość mojego pojawiania się tu pozostawiała wiele do życzenia, ale tym razem to chyba przesadziłam. Odkąd pojawił się mój ostatni post - szyłam rzadko, żeby nie powiedzieć w ogóle. Myślę, że poczułam wakacje mimo, że od jakiegoś czasu przecież wakacji nie mam, co najwyżej urlop :) ostatni miesiąc był dla mnie szczególnie szalony, wiecznie w biegu - dłuższy pobyt rodziny, wyjazdy weekendowe, potem nieplanowany wyjazd urlopowy, po powrocie wizyty znajomych, przyjaciół i tak naprawdę dopiero dzisiejsze popołudnie należy do takich spokojnych, wyciszających, kiedy mogę zasiąść przed laptopem, poświęcić więcej czasu na podglądaniu Was, szczególnie szyjących. W trakcie mojej nieobecności udało mi się jedynie wykroić spódnicę, pozszywać, po czym zostawić ją, bo okazało się, że tkanina jest zbyt prześwitująca, a ja przecież nie mam odpowiedniej podszewki. Jakiś czas temu skroiłam też spodenki, z pierwszej lepszej tkaniny, co by model próbny uszyć. Skończyłam je dopiero dziś, ale zdjęć nie pokażę, bo mi baterie do aparatu gdzieś przepadły po ostatniej 18stce (tak - bawiłam się ostatnio na tego typu imprezie, przy muzyce disco polo ;)). Wracając do spodenek - model 105 z Burdy 7/2013.

Rysunek pochodzi ze strony www.burda.pl

Model od razu wpadł mi w oko, bo po ostatnich upałach i moim urlopie dość aktywnie spędzonym zaczęłam doceniać swobodny styl, a te spodenki właśnie takie są - wygodne, dość luźne, nie uciskają tam, gdzie nie trzeba i przez marszczenia z przodu wyglądają dość ciekawie. O ile za każdym poprzednim razem z ostrożności kroiłam modele o jeden rozmiar większe, o tyle tym razem wymierzyłam siebie dokładnie i skroiłam dokładnie taki rozmiar, jak trzeba.

Wnioski po uszyciu spodenek?
  • niestety i w tym przypadku rozmiary są zawyżone, bo spodenki baaardzo mi z tyłu odstają;
  • pierwszy wszyty rozporek nie wyszedł najgorzej, jednakże nad dokładnością jego szycia muszę zdecydowanie popracować;
  • szyjąc model właściwy powinnam tak pokombinować z wykrojem, żeby spodenki na pupie były ciut dłuższe, bo schylając się choćby nieznacznie ukażę całemu światu swoje tyły ;)
  • moja maszyna, ku mojemu niezadowoleniu, guziki przyszywa bardzo niestarannie, więc będę musiała pomęczyć się wszywając je ręcznie;
  • kiedy uda mi się wprowadzić w życie poprzednie trzy punkty, to będą to moje ulubione spodenki - pewnie w następnym roku dopiero, bo tegoroczne lato długo pewnie nie potrwa...
  • mimo wszystko burdowe opisy sposobu szycia są dla mnie dość zrozumiałe :)
Nie wiem, czy kolejna sztuka, za którą mam zamiar się zabrać przyda mi się w tym roku, chociaż skrycie na to liczę... Najbardziej upalne dni tego lata mamy już chyba za sobą, co nie znaczy, że szortów nie założę :) Teraz żałuję, że nie zabrałam się za szycie wcześniej, co by na urlopie przydać się mogły... A właśnie, pozwolę pokazać Wam, jak spędziliśmy nasz urlop :-)

Spacerowaliśmy w przepięknych sceneriach Skalnego Miasta w Czechach...


Zwiedziliśmy największy na Dolnym Śląsku Zamek Książ...



Spacerowaliśmy po uliczkach stolicy Czech - Pragi...

 


Zobaczyliśmy też wiele innych ciekawych miejsc. Całą czwórką wycieczkową stwierdzamy, że wiele jest w Polsce pięknych miejsc, które warto odwiedzić... Dla nas mieszkających na nizinach, nawet niewysokie Sudety robią wrażenie. Poza tym Dolny Śląsk ma wiele ciekawych miejsc, zarówno przyrodniczo, jak i historycznie. Niedoceniane często Czechy również kryją w sobie malownicze scenerie. Po tym wyjeździe zaostrzył nam się apetyt na zwiedzanie Polski i sąsiednich nam krajów. Oby do następnego wyjazdu!

A teraz do maszyny odmaszerować! To do mnie :-)

Pozdrawiam,
Monika

9 czerwca 2013

Bloglovin'

Gdyby nie koleżanki z innych blogów, nie wiedziałabym, że takie czarne chmury zawisły nad Google Readerem... Żeby nie stracić kontaktu z ulubionymi blogami, postanowiłam zagłębić się w tajniki stwora zwącego się Bloglovin, zaimportowałam wszystkie Wasze blogi, no i sama też jestem!


4 czerwca 2013

Czerwono mi - cz. 2 wyjściowa :)

Po krótkim przerywniku sportowym wracamy do elegancji i sukienek. Dziś w skrócie (bo uczyć się jeszcze muszę na egzamin kończący kurs) przedstawię Wam sukienkę, której zapowiedź była już w tym poście :) Kolejny raz skorzystałam z wykroju na sukienkę z Burdy 11/2012 , model 122. Wcześniej szyłam z tego wykroju sukienkę dla Moni, której zapowiedź była w tym poście. Wtedy jednak dokładnie odwzorowałam sukienkę. Była ona szyta z miłej w dotyku i grubej angory, na podszewce, z długimi rękawami. Muszę koniecznie się Moni przypomnieć o zdjęcia :)
Tym razem jednak, z racji tego, że nie pałam miłością do okrągłych dekoltów, przerobiłam formę sukienki i powstał dekolt w łódkę. Zrezygnowałam również z rękawów, pogłębiłam troszkę pachy, a odszycia skonstruowałam sama przy użyciu zmodyfikowanej już formy sukienki. Oczywiście też sukienkę skróciłam. Nienawidzę długości za kolano! Sukienkę zaczęłam szyć jeszcze przed tą chabrową, przy której poprawiłam dekolt, żeby nie odstawał. Czerwona niestety ma ten mankament. Da się na szczęście to przeboleć :) Tak jak chabrową, dzisiejszą szyłam ze stretchu - szyło się świetnie poza okrutnym pruciem się brzegów tkaniny i walaniem nitek po pokoju (nic jednak nie przebije bałaganu po angorze). Podobnie jak w chabrowej, zapasy szwów wykończyłam podwijając i stębnując.
Dość gadania, teraz foty :)









Teraz, po skończeniu obu czerwonych projektów, myślę sobie, że chyba niepotrzebnie bałam się czerwieni :) Całkiem mi się ona podoba, a odwagę na jej noszenie ciągle w sobie buduję.

Pozdrawiam gorąco,
MONAfaktura

2 czerwca 2013

Czerwono mi - cz.1 sportowa

Myślałam, co by tu mądrego napisać, ale pora chyba już zbyt późna na inteligentne wywody. Mój brak skupienia potęguje świadomość, że tak oto kończy się długi weekend i czas wracać do pracy... Na szczęście nie czuję, żebym ten wolny czas zmarnowała. Dzięki tym kilku wolnym dniom udało mi się skończyć dwa zaczęte projekty (jeśli czytaliście moje wcześniejsze posty, to na pewno domyślacie się, o jakie chodzi). Jeden z nich chciałabym dziś pokazać, a chodzi o kurtkę z Burdy 2/2013, model 125:


Model wpadł mi w oko od razu, przy pierwszym kartkowaniu miesięcznika. Postanowiłam nie kombinować za bardzo z tkaninami, ani nawet z kolorami, tym bardziej, że czerwieni u mnie w szafie jak na lekarstwo. Kupiłam grubą satynę, po długich poszukiwaniach również ściągacz, choć nie taki, jak sobie wyobrażałam, ale dość cienki i delikatny. Kurtkę skroiłam dość szybko i dość szybko też pozszywałam warstwę wierzchnią. Kupiłam zamek i wszystko toczyło by się ładnie, gdyby nie brak podszewki. W swoich skromnych domowych zapasach nie miałam NIC, co by się nadawało. W głowie kołatała mi myśl, że skoro wierzchnia warstwa kurtki jest z poliestru, to podszewka MUSI być bawełniana. W końcu wygrzebałam z dna szafy... poszewki na poduszki! :) śmieszne, prawda? Grunt, że z efektu jestem całkiem zadowolona :)







Troszkę szczegółów:






Moje wrażenia...? Gdybym miała szyć ten model raz jeszcze, to na pewno skroiłabym dłuższe rękawy. Te oryginalne są raczej długości 4/5, czyli ni przypiął, ni przyłatał. Szczególnie dla mnie, która jeśli mam zakładać kurtkę, to taką, żeby było mi ciepło, a tu raczej rączki będą mi marzły :) chyba, że kurtkę potraktuję jak bluzę na letnie wieczory :)

Generalnie jestem zadowolona, tym bardziej, że sukcesem zakończyło się wszywanie podszewki do tej kurteczki! I tu, wbrew wielu opiniom, opis z Burdy - mnie jako laikowi - baaardzo się przydał :)


Buziaki!